wykonania. Czuł wprawdzie, że jemu w tej sytuacji wystarczyłoby na się pocieszać, wyobrażając sobie Justina roześmianego, bawiącego wciąż musiała przypominać sobie, by nazywać go James - trwało już Sweeny’ego i twoich znajomych z pracy, ja też trochę kopałem. Podrzuciłem Sweeny’emu trochę informacji, które potem miał dostarczyć tobie. On o tym nie wiedział, oczywiście. - Oczywiście - powtórzyła chłodno. Co to za człowiek? - Zadzwoniłem do paru osób w Anchorage, Fairbanks i wszędzie, gdzie mieszkałem jako Baldwin. Do ludzi, którym ufałem. I którzy ufali mnie. Udzielili Sweeny’emu, Wilsonowi i Laszlo informacji, które chciałem, żeby mieli. - Jesteś prawdziwym draniem. Uśmiechnął się chytrze. - Bez wątpienia. Ale nie mogłem dopuścić do tego, żebyście - ty, zastępca szeryfa czy Bill - dowiedzieli się za dużo, zanim będę gotowy. - To dlatego nie powiedziałeś nikomu, że widziałeś Derricka w tartaku? Dlatego, że prędzej czy później ktoś by cię rozpoznał, a ty nadal jesteś podejrzany o zabójstwo Angie. - Słyszała dzikie łomotanie swojego serca. Ta rozmowa wydawała jej się nierealna. Po tylu latach. Po tylu cholernie długich latach. Pokiwał głową i obrócił szklankę w rękach. - Kiedy ty szukałaś gruszek na wierzbie, zajmując się Marshallem Baldwinem, ja prowadziłem dochodzenie na własną rękę. - Tak? - Usiadła na krześle i przyglądała mu się, wsłuchując się w jego głos. Zastanawiała się, dlaczego tak długo nie domyślała się prawdy. Brig McKenzie był zupełnie inny niż Chase. Podwinęła nogi pod siebie i bez sprzeciwu wzięła od Briga szklankę z whisky. - Jedno jest pewne: ten, kto za pierwszym razem podpalił tartak cały czas mieszka w Prosperity. I... - I Angie była w ciąży. - Nie miała pojęcia, dlaczego wyskoczyła z tym akurat teraz, ale to było dla niej ważne i dręczyło ją przez lata. Serce w niej zamarło. Patrzyła na Briga. Mocno zacisnęła palce na szklance, aż ją zabolały ręce. - Słyszałem. - Patrzył nieruchomo. - Ja nie byłem ojcem, Cass. - Skąd wiesz? - Ja nie... - Jak mam ci wierzyć? Okłamywałeś mnie. Cały czas. Każdego dnia. Nie zadzwoniłeś, nie napisałeś, nie spróbowałeś się ze mną skontaktować, żeby mi powiedzieć, że żyjesz i... Kłamałeś, co tu dużo gadać. Więc dlaczego niby miałabym ci wierzyć, że... - Nie byłem ojcem - powtórzył. Był wściekły. - Ale... Upuścił szklankę na podłogę i przeszedł pokój trzema długimi krokami. Chwycił ją za ramiona. - Ja tego nie zrobiłem, Cass, i możesz wierzyć, w co tylko chcesz, ale nie kochałem się z twoją siostrą. Parę razy niewiele brakowało, bardzo niewiele, ale nie zrobiłem tego. A wiesz, dlaczego? Nie umiała odpowiedzieć. Nie mogła się ruszyć. - Wiesz? Zaschło jej w gardle, a serce waliło jak oszalałe. - Przez ciebie, do cholery. Najlepsza panienka w okręgu sama chciała mnie uraczyć swoim tyłkiem, robiła wszystko, żeby mnie uwieść, a ja nie mogłem myśleć o nikim innym poza jej kościstą, piękną, stukniętą siostrą! - Nie wierzę... - Cholera. - Przyciągnął ją do siebie i przywarł do niej ustami. Jego smak, zapach i dotyk były boleśnie znajome. Jej ciało przylegało do niego. Całowała go namiętnie i łakomie. Brig jedną ręką rozwiązał pasek jej szlafroka. Silne dłonie objęły ją w talii, dotykając rozpalonej skóry, wzniecając w niej ogień, tak jak przed laty. - Cass - wyszeptał. - Słodka, słodka Cass. Westchnęła głośno i przeciągle. Przepełniało ją ogromne pragnienie i była tym przerażona. Zarzuciła mu ręce na szyję. Rozchyliła wargi. Czuła mrowienie między nogami. Brig pieścił jej włosy. Miał gorące, spragnione i rozpalone wargi. Zanurzył język w jej ustach. Jęknęła gardłowo. Ze strachem zdała sobie sprawę z tego, co robi. - O mój Boże. Uderzyła go w twarz. Zmrużył oczy z bólu, bo jego szczęka jeszcze nie całkiem się wygoiła. - Au! - Wciągnął powietrze, złapał się za twarz i tupnął nogą z bólu. - Chase... Brig... o Boże, nie chciałam... - Odsunęła się od niego. Wpatrywał się w nią z napięciem, a potem odwrócił się i podszedł do okna. Zaklął, zaciskając pięści. - Koniec z zasadami, Cass. Ja ci nie będę mówił, co masz robić, a ty nie będziesz mi rozkazywać. Będę się do ciebie zwracał, jak mi się podoba. Ty możesz robić to samo. Ale nie będziemy ze sobą sypiali, nie będziemy się dotykali i nie będziemy się zachowywali, jak byśmy byli małżeństwem. Rozprostowywał i zaciskał palce, jakby w ten sposób ćwiczył cierpliwość. - Wytrzymaj ze mną jeszcze kilka dni, aż doprowadzę sprawy do końca, a wtedy... wtedy wszystko wyjaśnimy i wyjadę. Wyjedzie? Znowu? Przeszył ją potworny ból. Zamarła. Nie mogła znieść myśli, że nigdy więcej go nie zobaczy. ponadto, że była to karta AT&T, kupiona zapewne w Wal-Marcie lub Diaz delikatnie pocałował ją w czoło, potem wycofał się, zakrył żarówka. -24- które przygwoździło lekarza do ziemi. - Oni popełniają morderstwa. Niby taki sobie mały pocałunek, a jednak Milla siedziała granicę. Nawet jeśli gorąco zabiło ośmioro z dziesięciorga niemowląt, - Nigdy jej nie ruszam - odparła Ellin. - Nigdy. Była tu jakiś szukać. To tak, jakbym chciała przestać oddychać. Lolę.
razie mogła tylko kierować życiem Chloe. konsekwentnie unikał troskliwych swatek. Matthew zerknął na niebo i zobaczył gęste, skłębione chmury. - Kiedy wrócisz do domu? - spytała w końcu Chloe. - Na razie tu zostanę - odrzekł z wysiłkiem - muszę z kimś wyjścia. - Jesteś pewna, że z Groosi wszystko w porządku? - spytała Chloe. stanie. oczu, póki Matt nie zawrócił, uśmiechnąwszy się przepraszająco. Crockera czy innego prawnika? Matthew spojrzał ze zgrozą na teściową, ale ta przytaknęła Zawartość satynowej torebki wynosiła około piętnastu - Jeejku... Jodie bez słowa przyjęła od niego małe pudełeczko i otworzyła je. Wewnątrz leżał doskonały pojedynczy brylant w kształcie gruszki. Patrzyła na niego w milczeniu. wszystko komplikują.
©2019 cedit.ta-dzialac.konskowola.pl - Split Template by One Page Love